12.01.2017

Suknia ślubna z odzysku.. czyli jak poznałam Justina :)

Niedawno opisałam wam jak wyglądały poszukiwania mojej wymarzonej sukni ślubnej - Klik,  Dziś przedstawiam wam szczęśliwy finał... czyli mojego Justina Alexandra model 8716 z roku 2014, jak wiecie nasz ślub był 14.11.2015r, więc tak kupiłam używaną suknię ślubną :)


Jak do tego doszło?


Tak jak wspominałam ostatnio, podjęłam decyzję, szukam używanej sukni ślubnej. Marzyłam o tym żeby znaleźć suknie która spełnia moje wymagania gdzieś blisko, żeby móc pojechać przymierzyć, obejrzeć na żywo. Niestety jak się domyślacie w obrębie ok 100km takiej sukni nie znalazłam... Przekopałam cały internet, codziennie sprawdzałam nowe ogłoszenia, sukien jest masa, naprawdę mnóstwo począwszy od rybek przez princeski po literę A... jeśli zapoznałyście się z poprzednim postem wiecie że miałam kilka ściśle określonych wymagań, naprawdę nie chciałam iść na żadne ustępstwa ponieważ ma to być mój dzień i moja wymarzona suknia :)

Przekopując internet w poszukiwaniu inspiracji natknęłam się na suknie ślubne Justin Alexander, większość bardzo mi się podobała, były bardzo w moim stylu ale poza zasięgiem finansowym.. Któregoś dnia znalazłam ją, model 8716, gdzieś na oficjalnej stronie, dokładnie nie pamiętam, w każdym razie zdjęcie na modelce...W tym momencie poczułam motyle w brzuchu, a nad głową zapaliła mi się żarówka.. tak dokładnie jak w bajkach, pomyślałam że muszę ją mieć! Byłam pewna że jej nie znajdę, a jeśli znajdę będzie bardzo droga - nowe suknie tego projektanta kosztują od ok 4000zł wzwyż, więc pomyślałam że nikt nie sprzeda jej taniej niż ok 2500zł - JA BYM NIE SPRZEDAŁA :)  Ku mojemu zdziwieniu znalazłam ! Nawet kilka ! W mniej więcej moim rozmiarze  były dwie jedna na OLX druga na Vinted, nieznacznie różniły się ceną. Od panien młodych dostałam mnóstwo zdjęć, zarówno aktualnych jak i ze ślubu. Obydwie suknie były z trenem chociaż na tym wcale mi nie zależało, ale też nie przeszkadzało. Suknie były w rozmiarze 12 czyli Polskie 40. Oczywiście prosiłam o wymiary zarówno sukni jak i panien młodych, w celu porównania z moją sylwetką. Zdecydowałam się na tą suknię gdzie wymiary moje i tamtej pani młodej były bardziej zbliżone, pamiętam że miała większy biust, ja natomiast byłam większa w talii i biodrach. Trochę zaryzykowałam ponieważ wiedziałam że materiału na regulację(wiązanie) gorsetu jest niewiele. i mogę się nie zmieścić, ale pomyślałam że może będę mogła ją delikatnie przerobić.

Pani sprzedawała suknię z kompletem metek potwierdzających oryginalność, z halką z kołem, szelkami oraz z pokrowcem z salonu w którym kupiła suknię. Całość kosztowała mnie uwaga.... 1500zł, oczywiście zapłaciłam przy odbiorze. Suknia miała być w stanie idealnym, po pralni chemicznej, bez jakiegokolwiek śladu użytkowania, przyszła z małą może pół centymetrową plamką na podszewce - pod warstwami tiulu, więc było ją widać tylko podczas niektórych ruchów. Jako, że suknia miała być bez żadnych wad skontaktowałam się ze sprzedającą która bez wahania w takiej sytuacji zwróciła mi 200zł - np na ponowne wypranie. Oprócz tego suknia naprawdę była w stanie idealnym, nie było żadnych plam, przebarwień, nie była pozaciągana, nie była potargana, tiul w stanie idealnym, co bardzo rzadko się zdarza.

Pamiętam jak dziś, o zakupie wiedział tylko mój przyszły mąż, nikomu w domu o tym nie powiedziałam, dlaczego? Bałam się reakcji, bałam się tego że suknia przyjdzie zniszczona, że totalnie nie będzie mi pasować, bałam się czy będę mogła ją zwrócić, czy będę mogła ją przerobić
jeśli totalnie nie będzie mi pasować..


Poprawki


Możecie wierzyć lub nie, ale suknia była idealna, jakby była uszyta dla mnie. Zgadzała się długość, zgadzał się rozmiar, suknie nie wymagała ŻADNYCH  poprawek. Jako iż jesteśmy totalnymi laikami w tym temacie postanowiłam dla pewności zabrać ją do salonu sukien w którym właścicielka zajmuje się również poprawkami. Utwierdziła mnie w przekonaniu że wszystko z nią jest ok, doradziła abym wyprała ją 2 tyg przed ślubem w celu odświeżenia koloru. Stwierdziłyśmy razem że wypożyczę od niej halkę z kołem - wygodniejszą, nieco większą, bardziej 'sztywną' dającą swobodę np podczas tańca. Ta która przyszła z suknią była mniejsza i miała miększe koło które się uginało a tai efekt mi się nie podobał. Podjęłyśmy również decyzję że zmienimy guziczki podtrzymujące tren, ponieważ obecne były duże i wyglądały dosłownie jak te od starej pościeli (jesteśmy pewne że to sprawka pań z salonu w którym zamawiała suknię poprzednia właścicielka) :) Ja za to chciałam delikatne srebrne kamyczki. Wszystkie poprawki miały nastąpić dopiero po praniu chemicznym czyli pod koniec października. Tak więc miałam odłożyć mojego Justina na 4 miesiące i spokojnie czekać :)

to moje pierwsze zdjęcie w sukni, przyszła do mnie na początku czerwca 2015 :)



Odłożyłam Justina i czekałam, kupiłam buty wygodne, nie wysokie na słupku, widoczne na 1 zdjęciu. W przypadku princeski długość sukni nie musi być dopasowana co do 1cm, macie ten komfort że jest koło które podtrzymuje całość i nawet jakbyście chciały nie staniecie na sukni, no chyba że będzie za długa o 10cm :) Moje buty miały ok 7cm, koło północy przebrałam na baleriny i nie poczułam znaczącej różnicy.


Jak wygląda Justin 8716:


Zaczynając od góry, gorset idealnie dopasowany, usztywniony, wysmuklający, podkreślający talię. Tak jak marzyłam wykończenie w serduszko, dodatkowo z przepięknie opalizującymi diamencikami zarówno na dole jak i na górze.  Cały był pokryty tiulem ułożonym na zakładkę - nie umiem tego opisać zobaczcie na fotkach :) Ułożenie tego tiulu świetnie podkreślało sylwetkę. Gorset wiązany z tyłu dzięki czemu suknia jest bardziej uniwersalna. Pod gorsetem dwie szerokie gumy które utrzymują całość w ryzach. Gorset był wyposażony w zaczepy na szelki, byłam pewna że z nich skorzystam, jednak suknia tak dobrze się trzymała, że nie musiałam :) Gorset płynnie łączył się z dołem - w linii prostej co nie poszerzało bioder. Tiul mięciutki, delikatny, dodatkowo pierwsza warstwa posiadała naszyte przeźroczyste cekinki które pięknie błyszczały w sztucznym świetle.  Ogromny tren który był przedłużeniem sukni.


zdjęcia z przymiarek i próbnej fryzurki


Mamy mały kłopot...



Do tej pory wszystko szło gładko, niestety wszystko zmieniło się, gdy zaczęliśmy z mężem ćwiczyć 1 taniec - walc angielski. Jeśli choć trochę orientujecie się jak to wygląda wiecie że polega on na poruszaniu się w kwadrat, spore zdecydowane kroki na boki, do przodu, do tyłu... Tren w tej sukni był na prawdę ogromny, zaczynał się nie z tyłu a już na bokach, a nawet delikatnie na przodzie sukni. Był podpinany co kilka centymetrów na guziczki, a pomiędzy nimi na dole tworzył się dłuższy fragment który przeszkadzał w tańcu.. Mi oraz mojemu mężowi, ja nadeptywałam od środka, on nadeptywał na zewnątrz... w szczególności w tym rodzaju tańca ponieważ robiąc krok uginamy kolana i suknia kładzie się na ziemi. Byłam przerażona, nie wiedziałam co mam zrobić, wiedziałam jedno nie wyobrażam sobie swojego własnego wesela przesiedzianego na stołku! Ochłonęłam, przestałam się martwić i postanowiłam czekać na wizytę u pani krawcowej.

Tak jak radziła 2 tygodnie przed ślubem wyprałam suknię w pralni - koszt 150zł i poszłam do niej na poprawki. Usilnie chciała zostawić tren, mi nigdy na tym nie zależało, ale pomyślałam że skoro jest i jest naprawdę przepiękny to faktycznie niech zostanie.. Wymieniła guziczki, przymierzyłam suknię z jej halką, którą miałam wypożyczyć, żebym nie zahaczała w tańcu podcięła mi wewnętrzne warstwy tiulu.  Na miejscu wydawało mi się że jest ok, wzięłam suknię do auta i wróciłam do domu. Ponownie ubraliśmy się i zrobiliśmy próbę tańca... problem w mniejszym stopniu ale się powtórzył! :( Tren ciągle się zawijał i zahaczaliśmy o niego butami... Na trenie nie zależało mi wcale, owszem jest piękny jeśli ktoś ma ślub w ogromnym kościele, a panna młoda dumnie kroczy i ciągnie go za sobą. W moim kościółku tren chyba nawet nie zdążyłby się dobrze rozłożyć, a goście by go nie zauważyli, bo jest tak mało miejsca :) Później tren byłby tylko problemem - nie dość że podpięty nie do końca ładnie wygląda - robi się kaczy kuperek, to jeszcze suknia waży dodatkowe kilogramy które trzeba dźwigać kilkanaście godzin... Bez wahania podjęłam decyzję - tniemy ! Tydzień przed ślubem spakowałam suknię z powrotem (akurat miałam jechać odebrać halkę) i poszłam pewna siebie uciąć to paskudztwo :)) Wyglądało to tak że stanęłam na podeście w moich ślicznych bucikach a pani krawcowa z ogromnymi nożycami objechała suknie dookoła, trwało to nie więcej niż 5min, zostawiłam ją do podrównania oraz odprucia guziczków i pętelek które trzymały tren. Na drugi dzień odebrałam ją i odetchnęłam z ulgą, oczywiście nie obyło się bez kolejnych prób tańca tym razem zakończonych sukcesem - cieszyłam się jak małe dziecko :) Dodam jeszcze że zdecydowałyśmy się na zostawienie tyłu minimalnie dłuższego niż przód - żeby delikatnie opierał się o podłogę, taki efekt zawsze bardzo mi się podobał, nie byłam zwolennikiem zostawiania dziury z tyłu między podłogą a suknią :)


Jakość sukni..


Zawsze myślałam, że nie ma widocznej różnicy pomiędzy zwykłymi sukniami no name a sukniami od projektanta... byłam w ogromnym błędzie, ale przekonałam się o tym dopiero na własnej skórze.

Zacznijmy od jakości, wyobraźcie sobie że moja suknia przeżyła dwa wesela, moje dwie sesje i sesje pani która mi tą suknie sprzedała. Był prana w pralni chemicznej 3 razy. Zgadnijcie w jakim jest stanie? Tak, idealnym ! Nie odpadł ani jeden kamyczek - no chyba że w takim miejscu gdzie nie zauważyłam :) Tiul pomimo wielogodzinnych tańców, nadeptywania przez gości i przez mojego męża jest nienaruszony! Jak przyszłam z suknią do pani krawcowej stwierdziła że poprzednia pani młoda musiała przesiedzieć całe wesele ponieważ tiul był w stanie idealnym, ja po moim weselu stwierdzam że to zasługa bardzo dobrej jakości materiałów. Z polskich tiulowych sukien ślubnych już dawno zostałyby strzępy, o czym przekonałam się niejednokrotnie na weselach znajomych oraz w salonach sukien. Panie otwarcie mówiły że używane suknie przed ponową sprzedażą lub wypożyczeniem są podcinane w celu wyrównania poszarpanego tiulu, słyszałam nawet o wymienianiu całych warstw tiulu jeśli są bardzo naruszone.
Dodatkowo stwierdzam że suknia jest świetnie uszyta, gorset jest sztywny i świetnie dopasowany, idealnie wysmukla i dopasowuje się do ciała. Każdy detal jest ładnie wykończony, nawet od wewnętrznej strony. Gorset po tylu przygodach nie wygiął się, nie odkształcił, nadal wygląda jak nowy.
Suknie ślubne które mierzyłam w salonach wyglądały mniej więcej tak: podszewka materiałowa, na to 1-2 warstwy tiulu i to wszystko, pod spód zakłada się halkę z kołem która nadaje objętość i robi robotę. Z czego składa się moja suknia (zaczynam od środka) 1. biała podszewka z lejącego materiału z wszytym paskiem tiulu usztywniającego na samym dole 2. warstwa tiulu usztywniającego ponownie z falbanką na samym dole 3. prosty tiul usztywniający już bez falbanki, 4. podszewka z białego lejącego się materiału i kolejne trzy warstwy - 5,6,7 to mięciutki, delikatny tiul nawierzchniowy. Dzięki tym warstwom suknia cudownie się układa, tworzy objętość, nie widać spod niej koła, wszystko jest stabilne i dobrze wykonane.
Nie mówię że wszystkie suknie no name są kiepskiej jakości, ale te które mierzyłam w większości takie były. Wystarczyło stanąć pod światło a było widać koło ponieważ było tak mało warstw.
Moja suknia jest bardzo ciężka, co przemawia tylko i wyłącznie za jej jakością. Ku mojemu zdziwieniu i ponownie zdziwieniu pani z salonu sukien podczas wesela ani razu nie musiałam jej odwiązywać i poprawiać. Po wniesieniu mnie na salę przez mojego męża delikatnie się obsunęła co jest zupełnie normalne, z siostrą poprawiłyśmy ją w pokoju bez odwiązywania i na tym był koniec - ani jednej poprawki do rana. Nie zsuwała się, gumy które są zamocowane pod gorsetem były idealnie dopasowane, co nie pozwalało sukni na spadanie w dół.
Po moim ślubie przekonałam się że czasami jakość idzie w parze z ceną, na szczęście moja jakość kosztowała mnie tylko... no własnie ile?


Koszty:


Podsumowując całkowity koszt mojej sukni  : 1300zł suknia + 150zł pralnia chemiczna + 30zł poprawki (guziki, obcięcie trenu) - tak tylko tyle zapłaciłam przemiłej pani która skakała koło mnie  przez kilka dni jak głupia i wymieniała guziki po to żeby je za kilka dni odpruć :) Oprócz tego szyła mi bolerko i pożyczała halkę, wszystko za śmiesznie małe kwoty, z naprawdę profesjonalnym podejściem. Jeśli chcecie wiedzieć o który salon w Dębicy chodzi napiszcie na maila : nefrifhu@wp.pl z chęcią dam namiar :)


Na koniec wrzucam kilka zdjęć z wesela i sesji :)

mąż dzielnie poradził sobie z zasznurowaniem całego gorsetu :)


tu na twarzy przedślubny stres ale macie zbliżenie na gorset - szelki od stanika odpięliśmy po zasznurowaniu 






a tu są widoczne warstwy oczywiście niedokładnie, ale same widzicie trochę tego jest :) cholerne koło też wylazło, ale co tam :)




więcej niestety wam nie pokażę ponieważ na zdjęciach są goście :)


Na sam koniec dodam że nie sprzedaję mojej sukni, dałam za nią tak śmieszne pieniądze że żal by było się jej pozbyć. Jest przepiękna i cieszę się że zostanie ze mną na długo :) Jeśli spodobał wam się ten model, w internecie ciągle jest ich sporo na sprzedaż - sprawdzałam kilka dni temu :)

Dziewczyny nie bójcie się kupować używanych sukni, a w szczególności tych dobrej jakości ! Można powiedzieć że to inwestycja i ogromna oszczędność pieniędzy :) Pamiętajcie zawsze można coś poprawić lub dogadać się ze sprzedającą, że jeśli całkowicie nie będzie pasować to ją zwrócicie :) Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana, ja wypiłam i jestem bardzo zadowolona z wyboru :)


Pozdrawiam serdecznie wszystkie przyszłe panny młode :*

_____________________________________________________________________________



Zapraszam na:
snapa: czekoladka93
Instagram - KLIK
Fanpage paznokciowy - KLIK
Fanpage mojego sklepu - KLIK
Do mojego sklepu z artykułami do stylizacji paznokci - KLIK
Kanał na YouTube - KLIK


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz